Wszystkie wpisy, których autorem jest Wiesława

Samotność

Stoję pośrodku tej pięknej i groźnej przestrzeni,
jak obcy wędrowiec na gwiazd lśniącym tle.
Prawo moralne w sercu zapuszcza korzenie,
a przez zmienne niebo patrzy niezmienny Bóg.

Czas jakoś płynie, jak zbyt głęboka rzeka;
zdławi on w sobie przeszłe odgłosy i dni,
i staną się cieniem, co nie może trwać
w świecie, który jest istnieniem ech.

Na progu tak wielu wszechrzeczy i prawd,
nie wiem, czy z tego zamyślenia wyrasta ślad,,
w którym palce może maczał Sam Bóg,
czy tylko zapis mojego dialogu z AI.

Ale pewnie i Ty – też staniesz w tej ciszy,
gdzie gwiazdy płoną nad nami jak znak,
może sam w sobie usłyszysz pytania,
szmer odpowiedzi i ich ogromny brak.

Słowa, które przebijają się przez zgiełk

Emilia, studentka psychologii z Warszawy, miała za sobą ciężki     tydzień. Sesja zbliżała się wielkimi krokami, a ona miała do zaliczenia więcej niż zwykle. W dodatku, problemy rodzinne i niepokój o przyszłość sprawiły, że jej myśli były jak szklanka, do której wlewa się za dużo wody – przelewały się i zalewały ją całkowicie. Czuła się zagubiona, przygnębiona, jakby zaplątała się w labiryncie zbudowanym z oczekiwań i problemów.

Pewnego wieczoru, szukając spokoju, wybrała się na spacer po parku. Była to piękna, złota jesień, a powietrze miało w sobie chłodny zapach wilgotnych liści. Nieopodal usłyszała cichy, ale donośny głos. Zaciekawiona, poszła w tamtym kierunku. Przechodząc przez alejkę, dotarła do polany, na której zgromadziła się grupka ludzi, siedzących na trawie i słuchających mężczyzny stojącego na niewielkim podwyższeniu. Wyglądał jak wykładowca, ale coś w jego oczach miało w sobie łagodność, a jednocześnie stanowczość.

– „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” – mówił.

Emilia stanęła z boku, próbując zrozumieć, o czym mówi. Książki, które miała przy sobie, zsunęły jej się z ramienia i cicho upadły na ziemię, ale nawet tego nie zauważyła. Skupiała się na słowach nieznajomego mężczyzny, który kontynuował:

– „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.”

Słowa te były dziwnie znajome, przypominały jej wersety, które słyszała kiedyś w dzieciństwie. Czy to możliwe, że ktoś właśnie dziś wygłaszał Kazanie na Górze? Czuła, jak napięcie w jej ciele powoli ustępuje, gdy wsłuchiwała się w te słowa. Zmęczenie, stres, poczucie zagubienia – to wszystko, co nagromadziło się przez ostatnie dni, nagle zaczynało znajdować ukojenie w prostocie tego przekazu.

Mężczyzna kontynuował:

– „Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.”

Emilia pomyślała o cichości i pokoju, których tak bardzo jej brakowało. W jej codziennym życiu cichość była niemal nieosiągalnym luksusem. Zajęcia, głośne spotkania, narastające oczekiwania innych i jej własne wewnętrzne niepokoje… Może cisi są tymi, którzy mają wewnętrzny spokój, umiejętność cieszenia się chwilą? Może to oni naprawdę posiadają ziemię, ponieważ są w stanie odczuwać jej wartość i piękno?

Mężczyzna mówił dalej:

– „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.”

Słuchając tego, Emilia przypomniała sobie o koleżance, która działała na rzecz ochrony środowiska. Często ludzie wyśmiewali ją i mówili, że jej starania niczego nie zmienią, że jeden człowiek nie ma wpływu na całość. A jednak ona nie ustawała, bo wierzyła, że nawet najmniejsze wysiłki mają znaczenie. Może to właśnie była ta pragnąca sprawiedliwości osoba, która w końcu znajdzie ukojenie?

Każde zdanie, które wypowiadał mężczyzna, miało w sobie taką moc, jakby były to słowa samego Jezusa, które nigdy nie straciły na wartości. Emilia nagle uświadomiła sobie, że w głębi serca tęskniła za czymś więcej, czymś, co przyniosłoby jej poczucie sensu.

– „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” – kontynuował mówca.

Emilia pomyślała o sobie i swoich najbliższych. O ileż łatwiej byłoby im wszystkim, gdyby częściej okazywali sobie miłosierdzie zamiast krytykować się nawzajem! Jak to się dzieje, że miłosierdzie, to piękne słowo, jest tak rzadko obecne w codziennym życiu?

Mężczyzna dalej cytował:

– „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.”

Te słowa szczególnie ją poruszyły. Czystość serca… Co to naprawdę znaczy? W codziennym życiu pełnym chaosu i pośpiechu, myśli krążyły wokół tylu spraw – zaliczeń, obaw, oczekiwań. A jednak wydało jej się, że czyste serce to takie, które patrzy z miłością i współczuciem. Może właśnie tego brakowało jej w życiu?

W końcu mężczyzna powiedział:

– „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.”

Emilia rozejrzała się po twarzach zebranych ludzi. Młodzi, starsi, samotne matki, pracownicy korporacji, studenci jak ona – wszyscy jakby na chwilę zatrzymali się w biegu, słuchając słów, które oferowały zupełnie inny sposób patrzenia na świat.

Czuła, że Kazanie na Górze, choć miało już dwa tysiące lat, miało w sobie prawdę, której potrzebowała. Zrozumiała, że nie wszystko musi być zawsze doskonałe, że jej życie, choć pełne wyzwań i niepewności, może być drogą ku głębszemu pokojowi, jeśli tylko zacznie szukać w nim sensu i miłości.

Kiedy mężczyzna skończył mówić, ludzie zaczęli rozchodzić się w ciszy. Emilia została na chwilę, spoglądając na polanę, która teraz, pusta, wydawała się jakby czekać na kolejnych słuchaczy. Wzięła głęboki oddech, wypełniając swoje serce spokojem, jakiego dawno nie czuła.

Wracając przez park do domu, wciąż miała w głowie słowa, które usłyszała. Wiedziała, że nie zmieni swojego życia z dnia na dzień, ale też czuła, że jej droga nabrała nowego kierunku. I choć dzień wciąż był pełen wyzwań, jej serce było pełniejsze – jakby znalazła w sobie coś, czego od dawna szukała.

Zanim odejdzie

Ma czas, żeby zwołać prawników, zadecydować

o jej przyszłości, jak swoją ziemią zarządzić,

akt notarialny spisać, mówić do niej, kochana,

dzień dobry, i dobranoc, moja kochana.

I spośród wszystkich obecnych tylko ona

 

nie wie, że on umiera. Że cierpi, że te piękne

pielęgniarki, o które jest zazdrosna,

zmieniają mu tylko plastry z opium. Że on

ją tak samo zostawi, jak jej rozum i pamięć,

który gdzieś uciekły, żeby już nigdy nie cierpieć

po rozstaniach na zawsze.

Skąd wiesz, że to miłość?

Rodzina i znajomi mówią,

że chyba nie pasujecie

do siebie, a ty chcesz być

 

jego poduszką, kołdrą,

prześcieradłem, każdą kroplą wody,

 

którą spłukuje twarz i ręcznikiem.

Okularami, które wszędzie zabiera,

 

zegarkiem, który tak często

jest mu potrzebny, smartfonem

 

bo tak często go dotyka, jego kubkiem i

łyżeczką od herbaty,

 

parasolem, torbą podręczną,

koszulką, która go okrywa i chroni,

 

paskiem, który go obejmuje,

podłogą po której chodzi.

W opiece seniorów

Kiedy do ciebie rano przychodzę, czuję się tak,

jakbym wychodziła na środek

 

sklepienia w Kaplicy Sykstyńskiej.

I za każdym razem, kiedy myję twoją twarz,

 

zastanawiam się, czy nie dotykam cię

po raz ostatni. I choć modlę się co dzień,

 

to nakładając na ciebie balsam i kamforę

martwię się tym, co powiesz o mnie Bogu,

kiedy Go spotkasz …

 

A wieczorami, kiedy mnie przy tobie nie ma,

proszę twojego anioła, żebyś mi rano powiedziała

– Dzień dobry. Jak spałaś?

Zadziwienie

Gdy nagle z niewylanych łez

wyłaniają się obrazy a ja wiem, że to zapisane nagle

trwało kilkadziesiąt dni a frazę niżej pożyczyłam

i dwa wiersze na świecie są  teraz wspólne.

 

I choć czytałam, że świat został stworzony przez słowo,

to jest prawdą, że Pan Bóg musiał się nad nim napracować,

i na Swój sposób zamyka teraz usta otwierając na Siebie

– bo po cóż miałby prowadzić mnie na mszę po niemiecku?

A choć rozumiem z tej mszy świętej ze cztery słowa,

to przecież mszę rozumiem …

Tęsknić?

Czy warto trzymać się domu,
od którego daleko są krajobrazy,
które tak łatwo pokochać, ludzie,
do których o nic nie masz pretensji
ani żalu, dla których ty jesteś
tak potrzebnym znakiem zapytania
i którzy są dla ciebie jak nieznane,
egzotyczne wyspy a mimo to
urządzasz z nimi pokoje?

Ważne rozmowy

Może kiedyś w przypływie

bezradności albo mądrości

zaczniemy zadawać pytania:

gdzie nam umknęła prawda?

w szumie usłyszanych słów?

w potoku rozpisanych liter?

w informacyjnym zalewie?

 

W braku codziennej ciszy,

której zaczynamy łaknąć

bardziej niż chleba? Ojcze Nasz,

umyka życie, za wschodnią

granicą ludzie strzelają do ludzi.

– A więc należy przypuszczać,

że są jakieś ważniejsze sprawy.

Ich prawda czy tych drugich?

O kilometry czy mile przesunięte

granice? My czy drudzy my rządzą?

 

Nasze tutaj jest teraz. Zapisane

w kontaktach na komórce,

w rachunkach zlecanych na koncie,

w kwocie kredytu do spłacenia,

w terminach wyznaczonych

badań okresowych i ich wynikach,

w brakujących pieniądzach,

które by się przydały na terapie,

na zabiegi i na lekarzy. Nasze tutaj

i teraz to rodzinny lazaret,

w którym jakoś trzeba się odnaleźć

nie wyrzekając się nikogo.

Konteksty

To tak jakbyś rozmawiał ze staruszką,

której nie ustąpiłeś miejsca, a ona

nie obraziła się, usiadła przed tobą,

kiedy w końcu zwolniło się miejsce

i z uśmiechem powiedziała – już lepiej,

bo nigdy nie wiadomo, kiedy się zasłabnie.

– Ale to nie powód, żeby nie wychodzić

z domu. – Z troską odpowiedziałeś

 

i dodałeś – Ale ma pani telefon

na wszelki wypadek? – Miała. I była

ujmująco miła. Życzyłeś jej miłego

dnia i zdrowia, zanim wysiadłeś,

ale zapamiętałeś, jakie to uczucie,

kiedy się robi dobrą minę

do przegranej ze sobą bitwy.

Smak miłości

Przecież gdzieś jeszcze są ludzie,

którzy czekają na moją miłość.

Na moje uważne spojrzenie,

na moje otwarte serce i ręce.

 

Co dzień od samego Boga uczę się

kochać i szanować twoją wolność,

i choć z tego powodu oczy bywają

wciąż mokre od łez, to przecież wiem,

że tak smakuje prawdziwa miłość.

 

Weź tej wolności, ile chcesz i tak

jest twoja. Weź tej miłości, ile dzisiaj

możesz, i tak jest twoja. Będzie na ciebie

tutaj czekała, pośród wierszy i wersów.

 

Co dzień przyglądam się Jezusowi,

jak był zdradzany, wystawiany

na próby i zupełnie opuszczony

przez wszystkich. Jedynie Jego

Matka stała pod Jego krzyżem,

jak moja teraz przy mnie.

 

Weź tego bólu z powyższych liter

tylko tyle, ile dzisiaj chcesz,

wszak każdy wiersz nad którym

płakali poeci, przetrwa wieki.

Okoliczności

Pierwszy raz spotkałam staruszkę,

z siódmego, która kocha wszystkie

w okolicy drzewa. Pewnie dogląda je

na nie co dzień długo ze swojego okna.

 

Dla mnie drzewa, to drzewa, latem

dają dużo cienia, zimą po prostu są

stałymi punktami tego krajobrazu,

a ona ponazywała je encyklopedycznie,

z imienia. Martwiła się, że komuś

uschnie ręka, gdy zamachnie się na klon.

Pamiętała, że ktoś podciął dąb,

a on miał taką siłę życia w sobie,

że potem wybujał w dwa pnie

i taki podwójnie piękny rośnie do dziś.

 

Staruszka z siódmego o jednej kuli

poszła na zakupy najbliżej adresu,

ja załatwiłam parę spraw na mieście

i spotkałam ją w drodze powrotnej

przy windzie. Gdyby kiedyś czegoś

potrzebowała, nie przyjdzie. Próbowała

zeszłego lata zabić wstrętną muchę,

straciła przytomności i obudziła się

we krwi nad ranem. – Powiedziała,

przyjedzie moja córka, muszę posprzątać,

żeby nie oddała mnie do Domu Starców.

Czas pokuty

Czwartek. Boże Ciało na Placu Piłsudskiego

opodal Grobu Nieznanego Żołnierza. W południowy skwar

na betonowej płycie ludzie szukają cienia

pod wysokim krzyżem. Próbują się skryć

w cieniu ogrodzenia pobliskiej budowy.

Niektórzy rozkładają nad sobą czarne parasole.

Ksiądz arcybiskup w dostojnej bieli

na zakończenie procesji błogosławi lud

i bez miłosierdzia zaprasza tutaj na mszę.

– A parę metrów stąd z Bożej łaski

stoją ławki w cieniu drzew, do których

ludzie przybiegną się przytulić po nabożeństwie.